Najtrudniej wymyślić nazwę kawy tak, by w pełni oddawała jej zalety. – Ciężko sprzedać smak przez internet, więc musieliśmy zrobić wszystko, by po nazwie kawy konsument od razu wiedział, czego może się spodziewać – powiedział nam Daniel Ćwikła, założyciel Coffee & Sons.
W tym cyklu pokazujemy historie sklepów internetowych, by zainspirować Was do działania. Zobaczcie, jak wyglądała historia marki Coffee & Sons, która kilka lat temu przeszła rebranding. Dziś to prężny sklep internetowy z własną palarnią kawy.
Czym jest Coffee & Sons?
Coffee & Sons to palarnia kawy, sklep internetowy, ale i firma realizująca szkolenia baristyczne. Od lat Coffee & Sons dostarcza klientom świeżo paloną kawę zarówno w formie sypkiej, jak i ziarnistej. Jak czytamy na stronie: „Zaczynaliśmy od małego piecyka w domowym garażu, a dziś dysponujemy ogromną halą z najlepszymi urządzeniami, w której precyzyjnie kontrolujemy takie parametry jak wilgotność czy temperatura”.
Coffee & Sons importuje najwyższej jakości zielone ziarna, by później zmienić je w znakomicie wypaloną kawę ziarnistą.
Jak wyglądała praca nad pierwszym produktem marki Coffee & Sons? Co zmieniło się od czasu rebrandingu?
Chcieliśmy z naszym rodzinnym biznesem wejść w branżę e-commerce. Mój Tata pali kawę, Dziadek szyje fartuchy, dlatego bardzo chciałem utrzymać polską nazwę palarni kawy. Produkt już istniał, więc jednym z zadań była zmiana opakowania. Najwięcej jednak czasu zajęło nam wymyślanie nazw kaw. Słoneczne trio czy Włoska robota? Wbrew pozorom niełatwo określić, która z nazw będzie sprzedawać się najlepiej.
Założyliśmy, że nazwa każdego typu kawy musi być oryginalna, nawiązująca do smaku tak jak Włoska robota. Słodki shot kojarzy się ze słodyczą w kawie. Brazylijski duet – z Brazylią. Najbardziej nietrafioną nazwą okazała się Owocowa historia – fajna, hipsterska nazwa, ale totalnie nie sprzedawała się w internecie tak jak Słoneczne trio. Sporo czasu zajęło nam wymyślenie nazwy kawy najlepszej do picia z mlekiem. Czasem musimy iść na kompromis, dlatego w tym przypadku padło na Mleczny klasyk.
W procesie rebrandingu etap wymyślania nazw pochłonął najwięcej czasu. Ciężko sprzedać smak przez internet, więc musieliśmy zrobić wszystko, by po nazwie kawy konsument od razu wiedział, czego może się spodziewać. Pomogło nam także to, że celujemy do bardziej świadomych klientów.
Co działo się dalej?
Osoba, która zaprojektowała nam opakowanie, stronę internetową w tzw. międzyczasie pracowała dla nas także nad wizualną stroną sklepu. Rebranding przeszliśmy klasycznie: zapytaliśmy klientów o ich potrzeby. Cały proces rozpisaliśmy na zadania i podzadania, i krok po kroku je realizowaliśmy. Premierę rebrandingu ogłosiliśmy podczas Warszawskiego Festiwalu Kawy, na które przygotowaliśmy nowe materiały reklamowe.
Kiedy ustaliliście strategię rozwoju firmy, plan sprzedaży, budżet na pierwszy rok działalności?
Mieliśmy biznes, który działał, więc pierwszą potrzebą było przeniesienie obecnych klientów na stronę internetową. Od wielu lat cel jest jeden: chcemy być najbardziej rozpoznawalną palarnią kawy. Zrozumieliśmy, że w osiągnięciu go pomoże wejście w internet, ale określiliśmy też pewne reguły, których trzymamy się do dziś. Od początku chcieliśmy kawę sprzedawać tylko u nas, choć odzywają się do nas portale sprzedające kawę wielu palarni. Sprzedajemy ją jednak wyłącznie w naszym sklepie, bo chcemy mieć możliwie bliski kontakt z klientem.
> Na start własnego sklepu wydałem ok. 30 tys. złotych. Historia Czarnej Siekiery <
Nie wszyscy mogą pozwolić sobie na takie podejście.
Rozumiem to, jesteśmy w innej sytuacji niż wiele początkujących marek. Możemy sobie pozwolić na to, żeby sprzedawać tylko we własnym sklepie, ponieważ mamy wolumen, sprzedaż, sporo fanów marki.

Lata temu weszliśmy z pierwszym brandem Kaffe do Coffeedesku, tylko po to, żeby się pokazać. Po rebrandingu zmieniliśmy strategię. Zrozumieliśmy, że gdy sprzedajesz w wielu sklepach, to inwestując w marketing promujesz te sklepy, a nie swoją markę. W dodatku, żeby się wyróżnić spośród oferty konkurentów, czasem dajesz 40%, 50% rabatu. Uważam jednak, że obie drogi są ciekawe. My postawiliśmy na wyjątkowość i unikalność palarni.
Co było najtrudniejszym etapem związanym z produkcją, sprzedażą czy dystrybucją Państwa produktu?
Mieliśmy spore doświadczenie w branży HoReCa, która rządzi się innymi prawami. W e-commerce naszą przewagą jest doświadczony zespół. Muszę jednak powiedzieć, że ta branża jest bardzo trudna, skomplikowana, trzeba mocno pracować, ciągle się szkolić. Największym wyzwaniem jest rozwijanie sklepu internetowego ze świadomością, że ta analiza jest potrzebna, ta grupa docelowa szuka takiego produktu, a ta współpraca jest nam po prostu potrzebna. Trudnością jest także świadomość budowania biznesu: trzeba wiedzieć, kiedy klient przychodzi i jak zadziałała nasza reklama.
Czego ostatnio nauczył się Pan o reklamie i marketingu?
Dowiedziałem się o podziale całego procesu zakupowego na kilka etapów. Najpierw jest budowanie brandu, ponieważ klient nie kupuje od razu. Zastanawialiśmy się, dlaczego przysłowiowa p. Kasia czy p. Zbigniew ma kupić naszą kawę, skoro jej nie zna. W ten sposób zrozumieliśmy, że logo naszej marki musi się gdzieś pojawić, bo to buduje świadomość. Trudnością może być także dopasowanie się do grupy odbiorców. Całkiem inna jest grupa odbiorców świadoma, całkiem inna jest grupa, która kupuje kawę w markecie, ale chciałaby spróbować czegoś lepszego. I do tych dwóch grup trzeba kierować inną reklamę.
W jaki sposób budował Pan hype wokół nowej marki? Co sprawdziło się, a co nie w tej kwestii?
W mikroskali współpracujemy z influencerami, ale nie mamy sporego doświadczenia w tej kwestii. Hype budujemy za pomocą artykułów na zewnętrznych portalach, działaniami PRowymi – przynoszą one duże korzyści. Sporo sprzedajemy dzięki poczcie pantoflowej, ale wspieramy ją także mailingiem, adwordsami, działamy na YouTube, Facebooku czy Instagramie. Dopiero zaczynamy badać, który ruch najbardziej nam się opłaca, wtedy podejmiemy decyzję, na który z kanałów przeznaczymy największy budżet.

Co z perspektywy czasu uważa Pan za błąd? Co mogli Państwo zrobić lepiej, inaczej?
Chyba nie ma takiej rzeczy, takiej dużej wpadki. Na pewno mogę powiedzieć, że za późno podeszliśmy do rebrandingu, gdzieś o dwa lata za późno. Mogliśmy także szybciej samodzielnie wejść w e-commerce. Kiedyś nawiązaliśmy współpracę z firmą, która za nas prowadziła sprzedaż w internecie – nie byliśmy zadowoleni z efektów.
Co chciałby Pan doradzić początkującym?
Zaczynajcie bez większych kosztów, np. od Shoplo, platformy taniej w utrzymaniu i łatwej w obsłudze – z całym sklepem poradzi sobie jedna osoba. Przygotujcie proste zdjęcia, twórzcie proste treści, zawsze róbcie coś, czego nie będziecie się wstydzić. Działajcie, myślcie, analizujcie, nie czekajcie, wyciągajcie wnioski i poprawiajcie.
Sukces może odnieść każdy, w dowolnej branży, czy to będzie branża suplementów diety, czy opon zimowych, ale kluczem jest obserwacja konkurencji, rynku i ciągła zmiana. Bądźcie cierpliwi, konkurencja jest ogromna, konsument jest przebodźcowany komunikatami z wielu stron, dlatego jego pozyskanie jest coraz trudniejsze. Dla mnie to dobra informacja, bo oznacza, że na rynku zostaną najbardziej kreatywni gracze.
Jeśli chciałbyś opowiedzieć historię powstania Twojego sklepu – odezwij się na adam@mamsklep.pl.
Pierwotna data publikacji artykułu: 3 marca, 2021.