Katarzyna kilka lat temu postanowiła, że sprawdzi się w roli przedsiębiorczyni i właścicielki własnej marki. Uszyła pierwszą chustę, którą miesiąc do miesiąca dopracowywała tak, by spełniała wymagania klientek. Gdy była zadowolona z produktu, zaczęła rozdawać go w konkursach, ale i prezentować je właścicielom sklepów stacjonarnych.
Dziś marka radzi sobie bardzo dobrze, czego efektem było otwarcie drugiego sklepu Kinder Hop.
Z artykułu dowiecie się, jak wyglądała historia powstania marki Luna Dream, jakie błędy popełniła Katarzyna Levchak z zespołem na początku oraz, jak buduje hype wokół swojej marki.
Jak wyglądała praca nad pierwszym produktem marki Luna Dream?
Pierwszym produktem marki była chusta długa. Proces produkcji, a bardziej rozpoczęcie tego procesu wiązało się z kilkoma miesiącami pracy przygotowawczej, między innymi poszukiwaniem dobrej tkalni, współpracy z grafikami, tworzeniem wzorów na wyłączność, przygotowaniem wyjątkowego designu (żakardowa metka w rogu chusty), rozmowy ze szwalniami i inne.
To też stymulowało mnie do jeszcze intensywniejszego działania, w tym początkowym okresie pierwszą rzeczą, którą zrobiłam, było zapisałam się na kurs dla doradców i otrzymałam certyfikat doradcy noszenia w chustach tkanych oraz nosidełkach ergonomicznych. Chciałam być świadoma tego, co czują mamy, które noszą, chciałam być bliżej swoich przyszłych klientów, poznać chustonoszenie i swój produkt od środka, „od podszewki”.
Na podstawie jakich kryteriów wybrałaś platformę sklepową?
Od początku w firmie nie byłam sama. Mój mąż był i jest dla mnie wsparciem nie tylko prywatnie, ale i wsparciem w firmie, a nawet całym moim zapleczem informatyczno- marketingowym. Od lat prowadzi własną firmę, która zajmuje się tego typu rzeczami i w pełni mu powierzyłam tę działkę w Lunie.
Ile czasu zajęły Tobie formalności i postawienie pierwszej wersji sklepu internetowego?
Tak jak już wspominałam, miałam w tej kwestii pełne wsparcie męża Marcina. On tworzył, ja współuczestniczyłam bardziej przedstawiając swoją wizję, wówczas ze wspólnych myśli narodził się sklep www.lunadream.pl, który od tamtej pory był kilkakrotnie modyfikowany i zmieniany, tak aby był jeszcze bardziej czytelny i przyjazny klientowi a jednocześnie przejrzysty i nowoczesny. Staramy się iść w tym kierunku z nogą w czasie.
Po jakim czasie został sprzedany klientowi pierwszy produkt?
Pierwszy produkt został sprzedany po około miesiącu od uruchomienia sklepu. W tym czasie pracowaliśmy nad uświadamianiem marki na rynku, podjęliśmy współpracę z doradcami noszenia, którzy byli i są najbliżej naszego klienta docelowego. Staraliśmy się także dotrzeć do rodziców poprzez portale społecznościowe, grupy mam, społeczności związanych z chustonoszeniem.
Co działo się dalej? Ile sztuk wyprodukowałaś w pierwszym miesiącu?
Wiele wyprodukowanych w pierwszych miesiącach chust były rozdane w działaniach promujących markę. Były to nagrody w konkursach, współpraca przy sesjach zdjęciowych czy prezenty dla potencjalnych sklepów, którzy chcieliby mieć Luna Dream w swojej ofercie. To była duża inwestycja.
Jaki był wówczas plan?
Plan był taki, aby nie przegapić momentu i dotrzeć w jak najszybszym tempie do dużej liczby potencjalnych klientów, w tym za granicą. W tym samym czasie zaczęło powstawać na rynku sporo innych firm chustowych, niestety nie wszystkim udało się utrzymać na rynku.
Co było najtrudniejszym etapem związanym z produkcją, sprzedażą czy dystrybucją Twojego produktu?
Dla mnie najtrudniejszym w firmie było i jest zmiana strategii czy wprowadzenie zmian. Są niektóre kwestie, w których mam przekonanie i trzymam się tego od lat, natomiast często jest tak, że rynek dyktuje inne zapotrzebowanie, klienci chcą innych produktów.
Wiele czasu zajmuje mi przekonanie się do tego, by zacząć tworzyć coś zupełnie nowego, innego. Ale robię to, bo wiem, że nic nie stoi w miejscu i często jest tak, że zamiast słów z piosenki „Jak nie my to kto”, trzeba nie przegapić momentu żeby nie było „jak nie my to… ktoś inny”. Uczę się tego codziennie.
Kiedy ustaliłaś strategię rozwoju firmy, plan sprzedaży, budżet na pierwszy rok działalności?
Pomysł na strategię przyszedł sam, gdyż zobaczyliśmy efekty pierwszych działań marketingowych, zaczęliśmy wdrażać podobne działania na rynki zagraniczne. Zaczęliśmy mieć pierwsze zamówienia z Litwy, Czech czy Francji. Stopniowo pojawiły się większe sklepy, dystrybutorzy marki, między innymi na Ukrainie, Rumunii, Grecji czy Estonii.
Czego ostatnio nauczyłaś się o reklamie i marketingu? Gdzie zdobywasz tego rodzaju wiedzę?
Słucham wywiadów, czytam artykuły, uczę się od męża. Uczę się też na własnych błędach i własnym doświadczeniu. Z czasem wiele rzeczy przychodzi same, instynktownie. Zatrudniamy też firmy i osoby, którzy się na tym znają i bardzo sobie cenimy takie wsparcie.
W jaki sposób budujesz hype wokół marki? Co sprawdziło się, a co nie w tej kwestii?
Staram się, aby marka była odbierana pozytywnie, z dużym nastawieniem na dzieci i ich rodziców. Zawsze lubiłam być jedną z tych mam po drugiej stronie ekranu, mówić do nich wszystkich, ale jednocześnie do każdej z osobna. Sama jestem mamą dwójki dzieci, wiem co to poród, połóg, codzienność z dzieckiem w domu i całe to wielkie macierzyństwo.
W postach na facebooku czy innych wywiadach lubię mówić do nich, jak do koleżanek, dzielę się faktami i zdjęciami z życia prywatnego, współczuję nieprzespanych nocy, okresu kolki czy ząbkowania. Często podkreślam też, że w Lunie tworzymy z miłością i tak jest. Do naszej marki podchodzimy z dużą pasją i sercem.
Kiedy przyszedł moment, w którym poczułaś, że biznes idzie dobrze?
Chyba w momencie, kiedy dojrzałam do dodatkowego kierunku rozwoju a jednocześnie zobaczyliśmy, że do tego są potrzebne inne narzędzia, powiew świeżości, coś, czego nigdy nie miałam odwagi zrobić w Lunie. Wtedy powstała nasza druga marka – Kinder Hop z innowacyjnymi rozwiązaniami, większym asortymentem, wychodzącym w tej chwili daleko poza chusty czy nosidełka, między innymi takie jak śpiwory dla dzieci, kosze na zabawki czy namioty tipi. Docieramy dzięki temu do coraz szerszej grupy odbiorców, jeszcze mocniej skupiamy się na eksporcie.
Co z perspektywy czasu uważasz za błąd? Co mogłaś zrobić lepiej, inaczej?
Błędem mogłabym nazwać właśnie wspomniany wyżej strach przed wprowadzaniem czegoś, co wychodziłoby poza moje przekonania i strefę komfortu. Na szczęście dzięki odwadze i poniekąd może upartości męża, mimo wszystko przechodziłam przez to, działałam dalej i po czasie widziałam, że martwić się nie było o co, bo jest coraz lepiej. Dziś jestem za to bardzo wdzięczna Marcinowi. Dziękuję, Kochanie!
Co chciałabyś doradzić początkującym?
Nie bać się zaczynać, iść do przodu. Mimo potknięć mieć serce i oczy szeroko otwarte!
W cyklu „Polska metka” pokazujemy historie sklepów internetowych, by zainspirować Was do działania. Zobaczcie, jak wyglądały historie marek: Amumu, ANATAKA, Ubierz Swoje Ściany, Catelie, Duxi, Petit Lights, Le Szapo, Heykapak, Radostki, Coffee & Sons oraz DzikiLas.
Czytelniku, jeśli chciałbyś opowiedzieć historię powstania Twojego sklepu – odezwij się na adam@mamsklep.pl.